czwartek, 1 marca 2018

Znaczenie opiekuńczo-ochronne systemu wychowawczego


1. Nauczyciele poniżają uczniów. Rodzice w ogóle nie reagują, albo wręcz uważają, że przez bicie i obrażanie ich dziecko zostanie "wychowane". A jeśli pracodawca jakiegoś rodzica uczył go w ten sposób zasad, również tak samo biernie by zareagował jak w przypadku, gdy bite jest jego dziecko? Ponoć rodzice bardziej kochają dzieci niż samych siebie....Nauczyciele na ogół latami terroryzują na lekcji uczniów nie ponosząc żadnych konsekwencji. W celu zaś skutecznego zabezpieczenia nauczyciela przed odpowiedzialnością- szkoły w regulaminach zawierają postanowienie o zakazie nagrywania na lekcji.
2. Nauczycielom zależy na "wychowywaniu" uczniów, jeśli kwestionują "autorytet" nauczyciela. Zwalczanie przemocy rówieśniczej ich jednak nie interesuje. Traktują ją jako prywatną sprawa między uczniami. Rodzice, którzy bronią swoich dzieci mają z kolei opinię nadopiekuńczych. Przemoc rówieśnicza, poza sadystycznym rówieśnikom przydaje się także dorosłym- ogółowi społeczeństwa do ponabijania się z "głupoty gimbusów" a psychologom- do stworzenia w oparciu o nią poglądów pozbawiających młodzież świadomości i autonomii woli- czyli odebrania im godności jako ludzi.
3. Dzieci w szkole są bici przez nauczycieli i rówieśników, a w domu- przez rodziców, którzy pasem "uczą ich zasad". Podłożem emocjonalnym tego rodzaju "wychowywania" jest zaspokojenie potrzeby władzy poprzez łamanie bezbronności dziecka- staje się ono lanką na życzenie rodziców, mogących go bić z każdego powodu wedle swego uznania.
4. Nieletni nie są chronieni przed przemocą ze strony nauczycieli, rówieśników i rodziców (argumentacja podana w pierwszych trzech punktach) za to mają zapewnioną pełną ochronę przed pijaną hołotą. Ochrona polega na tym, że nieletnich rodzice przymusowo trzymają pod kluczem, bo "odpowiadają" za ich bezpieczeństwo. Tylko zapominają o jednej prostej sprawie: aby ich dzieci nie padły ofiarą przestępstwa, na ulicy nie powinno być potencjalnych sprawców- ludzi pijanych. Jeżeli więc naprawdę zależałoby im na bezpieczeństwie dzieci zorganizowaliby w tym celu protest albo przynajmniej napisali do Rzecznika Praw Dziecka z prośbą o interwencję. Niestety w całej historii istnienia urzędu tylko ja napisałem list w omawianej sprawie. Skoro zatem ani jeden rodzic nie zrobił żadnego kroku, zmierzającego do poprawy stanu nocnego bezpieczeństwa, a jednocześnie wszyscy rodzice tak pieczołowicie chronią swoje dzieci, nie wypuszczając ich z domu- wniosek jest taki, że rodzicom rzeczywiście bardzo mocno zależy, ale wyłącznie na przyjemności szczucia. Wyjaśnia to dlaczego w trzech omawianych  wcześniej kwestiach: rodzice sami stosują przemoc (bicie pasem), popierają przemoc lub pozostają w stosunku do niej bierni (bicie i obrażanie przez nauczyciela), albo są na przemoc obojętni (dręczenie przez rówieśników).
5. Istnieje jeden (pozorny, jak później udowodnię) wyłam od codziennego traktowania dziecka- kiedy zostanie ono wykorzystane seksualnie przez osobę obcą (nie będącą partnerem matki). Gdy dziecko staje się ofiarą pedofila, zjawiają się nagle rodzice, którzy zrobiliby absolutnie wszystko, żeby ochronić go przed krzywdą- ogromne wzburzenie w stosunku do sprawcy odczuwają nie tylko rodzice, ale i osoby zupełnie postronne. Wzburzenie istnieje niestety tylko wobec obcego pedofila. Gdy natomiast oprawcą dziecka jest jego własny ojczym, matka ochrania już nie dziecko tylko zboczeńca- nie zawiadamia policji, a żeby facetowi było jeszcze przyjemniej często nie oddaje nawet dziecka pod opiekę innej osobie.
Jeżeli ktokolwiek próbowałby podważyć zasadność zniszczenia obecnego systemu wychowawczego uważając, że niepełnoletni uzyskując wolność zostaliby pozbawieni opieki, warto, żeby sam wskazał jego godne obrony opiekuńcze elementy. W rzeczywistości reżim wychowawczy nie zapewnia dzieciom i młodzież żadnej opieki, tylko frontalnie wystawia ich na przemoc z każdej strony: nauczycieli, rówieśników, rodziców i "rodzinnych" pedofili.

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz